I Am Legend (2007)

Dobry film. Co mi się podobało? Emocjonalna gra Willa Smitha. To jest dobry aktor, potrafi i wzruszać i biegać z karabinem. Jest czymś więcej, niż idealnym everymanem, spełnia twardo obowiązki dla rodziny, kraju i w końcu dla całej ludzkości, poważnie uszczuplonej przez strasznego wirusa. Opuszczone wskutek zarazy miasto nie było dla mnie – jako dla nieszczególnie uspołecznionego obywatela  – jakimś szokiem, bohater wydawał się momentami nieźle bawić. Z wyjątkiem momentów, kiedy wyraźnie zaczynał pogrążać się w potworną samotność. Przypomniał mi się Robinson Crusoe, tylko tu zamiast tambylca Piętaszka towarzyszy mu wierny pies. Bardzo podobała mi się pokazana w filmie relacja między bohaterem i psem, sposób w jaki człowiek i zwierzę mogą darzyć się uczuciem, świetnie się rozumieć i cierpieć, gdy cierpi druga strona.

Co się nie podobało? Jakieś takie wtręty niby-moralizujące, które moje przewrażliwienie odebrało jako przejawy „amerykańskiego fundamentalizmu”. Naukowcy, odkrywający lek, który okazuje się przekleństwem. Dość popularne w filmach, ale to motyw nieładnie i niepotrzebnie osłabiający zaufanie ludzi do nauki. Główny bohater ratuje ludzkość, ale ginie – pozbawiony wiary w osiedle ocalonych, schowane gdzieś w górach. Bohaterka wraz z dzieckiem, natchnieni wiarą idą ku osiedlu, by budować wspaniałą przyszłość.

Generalnie – polecam. Skłaniam się ku opinii, że jest to film Ładny i Wzruszający. Wady tak nieduże, że warto obejrzeć i się samemu przekonać. I przede wszystkim – obejrzeć „Children of Man”, żeby mieć porównanie. Tematyka bliska, a różnice w wykonaniu znaczące.

Harry Potter and The Order of the Phoenix (2007)

Jestem fanem książki (szczególnie ostatniej części) i będę oglądał adaptacje, a jak się nie podoba to spadajcie. To jest dobre, dobrze nakręcone, dobrze spędziłem na tym czas i tej wersji będę się trzymał.

Film jest dużo bardziej mroczny niż poprzednie, plastycznie elegancki i obecne są ważniejsze wątki z piątej części serii. Wydawał mi się znacząco lepszy od poprzednich, ale może to już efekt indoktrynacji marketingowej. Już pierwsza scena wyraźnie odstaje od poprzednich filmów, bardziej przypominając mi atmosferę książki, niż filmów a la familijny Disney o zwierzątkach albo Nieznośnych Urwisach. Z tą częścią nastąpił spory skok jakości. Momentami, film jest po prostu wspaniały.

Alan Rickman jako Snape będzie później dość kluczową postacią (już prawie płaczę na samą myśl), przydałoby się więcej scen z jego udziałem, chociaż udaje mu się błysnąć kilka razy. I pojawia się wspaniała Helena Bonham Carter w idealnej dla siebie roli Bellatrix Lestrange. Aktorka, która zgrała Dolores Umbridge też jest świetna, pokazując postać z poważnymi odchyłami na punkcie władzy i porządku. Nie wycięto postaci Kreachera, która będzie bardzo ważna (aach… wyjątkowo wzruszająca i świetnie zaplanowana historia) w ostatniej części. Ma być ona (ostatnia część, a nie postać Kreachera) podzielona na dwa filmy, z powodu dużej ilości materiału i oczekiwanych zysków (co dwa bilety to nie jeden).

Be aware, you scum – mudblood filth and blood-traitors… Death will reap his harvest… and you will feel the power of the Dark Lord ascending…

Uups… Sorry, poniosło mnie.

Zakładnik / Collateral (2004)

Ładnie zrobiony film o zabójcy (Tom Cruise z siwym łbem), który biega po mieście zabijając sobie dla mafii różne osoby. Reżyserował Michael Mann, który kiedyś nakręcił doskonałe „Heat”. Policjanci jak zwykle nic nie robią albo są zabijani. Przypadkowy taksówkarz (Jamie Foxx) zostaje wciągnięty w grę zabójcy, co poszerza jego wiedzę o życiu i daje mu więcej pewności siebie. Można powiedzieć, że uczy się od niego ważnych rzeczy, nie pochwalając metod ich aplikowania. W zamian nie otrzymuje oczywiście gwarancji, że następnego dnia się obudzi. Postać zabójcy jest ciekawa i Nasz Ulubiony Scjentolog raz jeszcze się sprawdza w aktorstwie. Zły bohater (Vincent – lubię to imię) uzasadnia swoje działania, powołując się na marność nad marnościami i szeroko uzasadniając swoją postawę. Subtelnie zasygnalizowano, że jest ateistą (= zły i amoralny), a bohater nie jest (= dobry). Amerykanie prawdopodobnie zasłabliby bez takiego motywu – w obawie, że przesłanie zabójcy znowu skłoniłoby kogoś do biegania z bronią. Zresztą, nie wiem.

W sumie, bardzo dobrze zrobiona sensacja, z której niewiele wynika, ale ładnie się ogląda. Dostała niezłe recenzje, pojawiają się określenia, że to „film noir”, chyba słuszne. Morał z filmu to „chwytaj dzień i dzwoń do dziewczyny” – bardzo rozsądny. Zdjęcia mroczne i eleganckie, całość dzieje się w nocy, by z nastaniem świtu dać wszystkim nadzieję i pozostawić siwego zabójcę losowi, na jaki zapracował.

The Punisher (2004)

Lubię adaptacje komiksów, nawet jeśli nie są najwyższych lotów. Ten nie był, ale dawał się spokojnie obejrzeć (odrobina rumu bardzo pomogła). Zrobiony w stylu niewybrednego kina dla młodzieży z wczesnych lat 90-tych. Nie to, żebym uważał współczesne niewybredne kino dla młodzieży za lepsze. Zajrzałem na IMDB, widzowie się nawet momentami zachwycali i dawali szokująco wysokie oceny. Główny bohater dobrze wygląda (lekko niedogolony i ma takie coś w brodzie – wiecie o czym mówię) i się stara grać, często mu się udaje. Film jest krwawy i generalnie co chwila coś wybucha albo strzelają.

Kilka rzeczy się udało w tym filmie – nieco udanych scen akcji, czasem typowo komiksowe ujęcia bohatera a la Batman i motyw zemsty, która – jak wiadomo – najlepiej smakuje na zimno. Z jakiegoś powodu ogólne wrażenie jest momentami nieco… hm… telewizyjne. Coś nieprzekonującego w zdjęciach, czy może reżyserii. I dlatego filmowi daleko do arcydzieła.

Zły bohater (ten najbardziej zły – wiecie, ten co mu na końcu Dobry Gość wbija coś w czaszkę, wrzuca na zaostrzoną rurę albo spycha z wieżowca) jest zagrany przez Travoltę. Facet nieco przytył, a jakość jego aktorstwa jakoś mnie nie zachwyciła. Ale nie jest bardzo źle. Pojawiają się też jakieś dziwne postacie sąsiadów Punishera, niemal na pewno wprowadzone, żeby fani komiksu mogli bronić zgodności filmu z serią (co nie jest jednak ostatecznym wyznacznikiem jakości).

Fabuła nie jest denna, jak to często bywa – ostateczna zemsta Punishera jest bardziej psychologiczna, niż związana z użyciem broni palnej. Zwraca negatywne postacie przeciwko sobie, niszcząc kruche podstawy ich Marnej Egzystencji. Po drodze oczywiście jest bardzo brutalnie, komiksowo i obrzydliwie.

Była kiedyś jeszcze jedna adaptacja komiksu, chyba z Dolphem Lundgrenem. Widziałem, ale została słusznie zepchnięta do podświadomości i nic z niej nie pamiętam.

Librivox – Story Collections

Ponieważ czas to pieniądz, a krótkich opowiadań można wchłonąć więcej, niż długich powieści, librivoxowe kolekcje angielskich opowiadań w wersjach mp3 to dobry pomysł. Obecnie mamy tam już kilkadziesiąt części, każda część to kilkanaście plików (od kilku minut do około godziny) – do wyboru:

  • Ghost Story Collections, Horror Story Collections, Mystery Story Collections – stąd słuchałem sporo Lovecrafta, trochę dobrych staroci w rodzaju Conan-Doyle’a, ale też można znaleźć bardziej „mainstreamowych” autorów – Dickens, Kipling, Woolf, mnóstwo tego…
  • Short Story Collections – klasyka i dziełka mniej znane, warto zajrzeć
  • Favourite Chapters Collections – można się zapoznać z ulubionymi przez lektorów rozdziałami książek i być może zainteresować się pełnym tekstem
  • Nonfiction Collection – okazja do zapoznania się z krótkimi utworami o tematyce historycznej, satyrą społeczną, filozofią, medycyną (raczej XIX-wieczną), wybitnym dziennikarstwem, religią –  oraz innymi tekstami, w zależności od zainteresowań i nastroju…
  • Insomnia Collection – dość zabawna koncepcja antologii najnudniejszych możliwych utworów, w tym przepisy pocztowe, jakieś opisy roślin, trochę mistyki, zagadnienia związane ze zbrojonym betonem, pierwsze tysiąc cyfr liczby pi… sen gwarantowany!
  • Kilka serii związanych z poezją – dla zaawansowanych (dla mnie za trudne)

Jest tego mnóstwo, tylko wybierać. Ja wydłubuję krótkie, pojedyncze utwory i delektuję się nimi na spacerze z psem :)