V for Vendetta (2005)

Film wyprodukowany i stworzony według scenariusza (adaptacji komiksu niejakiego Alana Moore’a) braci Wachowskich, znanych głównie z „Matrixa”. Wszyscy to znają, ja polecam ich „thriller lesbijski” – „Bound„. Też mocny film, dobry scenariusz, dobre aktorstwo.

„V” to jeszcze jedna antyutopia, wyjątkowo udana. Trochę podobna do „Equilibrium”, pośrednio oczywiście do „1984” Orwella. Londyn pod rządami partii faszystowskiej i charyzmatycznego przywódcy (ojej, to Gandalf…), tłoczących poprzez telewizję „jedyną prawdę” otępiałemu społeczeństwu. Hugo Weaving, którego twarz została na najbliższe 200 lat skojarzona z Agentem Smithem, przez cały film ukrywa szczęśliwie tę twarz pod maską Guya Fawkesa, uczestnika spisku prochowego, którego historia w pewien sposób splata się z fabułą filmu. Weaving gra „ostatniego sprawiedliwego”, którego bolesna (dosłownie) wiedza o sposobie działania obecnego ustroju zmusza do buntu. Oczytany, romantyczny, waleczny. Żyje zemstą godną Hrabiego Monte Christo. Ale rola Natalie Portman jest dużo lepsza. Jest rewelacyjna. Sposób, jaki wybrał V, żeby „otworzyć jej oczy” to brutalne świństwo, do którego nie miał prawa – jej przebudzenie najwyraźniej było tego warte, ale te sceny to chyba najbardziej zapadające w pamięć fragmenty filmu. Dają popalić widzowi.

Jeden z najbardziej anarchistycznych filmów, jakie można zobaczyć w kinie. Można go nazwać „lewackim knotem”, jeśli ktoś lubi… Mnie film zachwycił, jestem wrażliwy na taki przekaz. Podobno komiks, który był podstawą, dużo mocniej eksponuje walkę ideologii anarchistycznej z faszystowską. „V – Vendetta” pozwala sobie na (udane) analogie do współczesnych państw, chwalących się demokracją, a coraz bardziej ograniczających swobody obywatelskie. W jakim momencie kończy się jeden ustrój, a zaczyna drugi? Film mówi, że bierność ludzi i akceptacja sztucznej, medialnej rzeczywistości jest początkiem końca.

Pomimo pewnego fanatyzmu, charakteryzującego „V”, film uzyskuje u mnie wysoką notę – jest oryginalny, mocny i zmusza do myślenia. Sceny walk są bardzo plastyczne. Całość bardzo dobra, dużo powyżej przeciętnej.

Harry Harrison, „By The Falls”

Dobre opowiadanie klasyka sf, znanego głównie z powieści o Stalowym Szczurze (pierwsze części bardzo zabawne) i niesamowitej antyutopii „Make Room! Make Room!”. Harry Harrison i niepokojące opowiadanie „By The Falls”. Nominacja do nagrody Nebula. Dzięki jakimś zawirowaniom z amerykańskimi prawami autorskimi część utworów Harrisona „wyciekło” do public domain. Nie wiem, jak jest z tym konkretnym opowiadaniem, ale SFFAudio, z którego pochodzi, jest dość sporą stronką i raczej nie pozwoliliby sobie na nielegalne nagrania.

Ambrose Bierce – kilka opowiadań

Przesłuchałem jeszcze kilka opowiadań Bierce’a, mp3-ki w dalszym ciągu z Librivox (ang.); większość tych opowiadań to krótkie, 20-30 minutowe pliki, dobre na zakupy, wyjście z psem albo stanie w kolejce po kilogram słoniny.

Ciekawa rzecz – piszę o wielu, że nie są rewelacyjne,  ale porównuję je wszystkie do „Owl Creek” i „Spook House”, czyli do dość wysokiego poziomu.

A Baby Tramp – o dziecku, które powraca do miasta zmarłych rodziców, wiedzione jakimś Tajemniczym Instynktem; raczej mało zaskakujące, nie wyróżnia się na tyle, żebym mógł napisać „super, polecam”

The Damned Thing – nasuwa skojarzenia z Lovecraftem; potwór, który budzi śmiertelne przerażenie, nie musi mieć wyraźnej, fizycznej formy; jeśli nie jesteśmy w stanie czegoś opisać, budzi to dodatkowy lęk (np. kamuflaż takiego „Predatora”… no, nieważne)

A Jug of Sirup – z początku tradycyjne opowiadanie „o duchach”, koniec jednak groteskowy i oryginalny; lekkie, dobry lektor

A Psychological Shipwreck – podobnie jak w opowiadaniu „Owl Creek”, występuje tu „przeskok” fabuły – takie Borgesowsko-Cortazarowskie coś; nie jest to Niezwykle Zaskakujące, bo trochę się zestarzało

The Spook House – „super, polecam”; atmosfera ma w sobie coś z Poego, a motyw pokoju, z którego nie można wyjść to jeden z ulubionych tematów autorów horrorów; krótka, zwarta forma – dla mnie hit powyższego zestawu

Wkrótce opiszę jakieś opowiadania polskiego autora, Stefana Grabińskiego – zacząłem czytać pojedyncze utwory i jest to raczej bliska Bierce’owi literaturka.

Ambrose Bierce – „An Occurrence at Owl Creek Bridge”

Wyczytałem gdzieś, że jednym z popularnych autorów opowiadań „niesamowitych” (w sensie – w okolicach E. A. Poe, chociaż faktycznie styl nieco inny) był Ambrose Bierce. Koniec XIX, początek XX wieku. Poczytałem trochę i polecam!

„An Occurrence at Owl Creek Bridge” – opowiadanie o człowieku, który ucieka spod szubienicy; podejrzewam, że Borges i Cortazar znali je dobrze…

Ha! zajrzałem do Wikipedii i piszą tam o wpływie na wiele książek (właśnie Borges!), filmów (np. „Lost Highway”, „Szósty Zmysł” i „Jacob’s Ladder”, które to mnie nieźle sponiewierało) i nowatorstwie formy. Nie da się ukryć.

Motyw jest obecnie często eksploatowany, więc czytelnik może nie poczuć się zupełnie zaskoczony. Niewykluczone też, że podobny utwór napisał ktoś wcześniej. Ale bez wątpienia – jest to kawał dobrej, XIX-wiecznej roboty.

In 2005, Kurt Vonnegut referred to „Occurrence” in his book „A Man Without a Country” as one of the greatest works of American literature, and called anyone who hadn’t read it a „twerp” (angielska Wikipedia)

A tutaj (LikeTelevision™) mamy oparty na opowiadaniu film, wyświetlany w serii Twilight Zone w latach 60-tych, trwa około 30 min. Adaptacja świetna, aż się zdziwiłem. Może nieco przydługi, ale nawet znając zakończenie – robi wrażenie… Dostał Oskara za film krótkometrażowy i nagrodę w Cannes, nieźle.

Standardowe linki:

Zdjęcie autora jest na licencji Public Domain.