P. G. Wodehouse, „Dziękuję, Jeeves!”

Jakiś czas temu natknąłem się na radośnie napisane i profesjonalnie przeczytane opowiadanie P. G. Wodehouse’a, „The Man Who Disliked Cats”. Zabawne wykorzystanie języka angielskiego i opis fatalnych przypadków pewnego dżentelmena, któremu w karierze przeszkodził kot Alexander, poprawiły mi humor i zachęciły do zapoznania się z autorem.

Ponieważ odczuwałem niedawno brak bezrefleksyjnej a równocześnie niebanalnej rozrywki (być może za dużo wymagam), zabrałem się za „Dziękuję, Jeeves” wydawnictwa Mozaika.

Trafione w dziesiątkę.

Wyobraźcie sobie angielskiego arystokratę, zamieszkującego ze swoim wiernym kamerdynerem w czarującej kamienicy. Arystokrata posiada swoje nawyki i sposoby spędzania wolnego czasu, lubi mieć podane śniadanie do łóżka, ceni sobie towarzystwo pięknych kobiet oraz odwiedza znajomych w ich posesjach z ogrodem (ewentualnie, na jachtach z orkiestrą jazzową). A teraz wyobraźcie sobie, że to nie jest nudne :) i że fabuła jest najeżona wesołymi pomysłami, absurdem i ostrą ironią.

Mamy tu:
* kamerdynera Jeevesa, cytującego klasycznych poetów (wywołując w pracodawcach poczucie niższości) i generalnie wykazującego się wyższą przytomnością umysłu niż jakikolwiek „szlachetnie urodzony” w okolicy
* służącego, angażującego się w walkę klas przy pomocy napojów wyskokowych, tasaka i pieśni rewolucyjnych
* tępych i natrętnych konstabli
* piękną dziewczynę w piżamie
* koncepcję upodabniania się do czarnoskórych muzyków przy pomocy pasty do butów
* wredne dzieci, szantażujące rodziny przy pomocy demonicznych pomysłów
* dziwaczne plany romantycznych schadzek i ucieczek
* myszy, szczeniaczki, instrumenty strunowe
* inne sposoby tworzenia zamieszania (w tym: pułapka z masła)

Tak więc, dziwne postaci o dziwnych imionach mnożą dziwne zdarzenia. Jak to kiedyś pisano na okładkach filmów wideo, „fabuła jest pełna zmian akcji i niesamowitych perypetii głównego bohatera”. Wpływ na dużo późniejszą twórczość Monty Pythona jest ewidentny, również np. książki Lemony Snicketa wydają się czerpać garściami z pomysłów Wodehouse’a.

Wszystko napisane ładnie i elegancko, wypolerowane jak Order Imperium Brytyjskiego, otrzymany przez Sir Pelhama Grenville’a Wodehouse’a w roku 1975…

Mozaika nieco zaryzykowała ze zmianą opakowania i szaty graficznej. Płyta z „Dziękuję, Jeeves” jest umieszczona w pudełku typu „Slim DVD”, co jest niezłym rozwiązaniem z punktu widzenia miejsca na półce, ale pozbawia wydawnictwo charakterystycznego elementu – kwadratowej okładki z dużym napisem „Książka Audio”, która bardzo rzucała się w oczy w księgarni. Szata graficzna przeważnie była fragmentem jakiegoś obrazu (patrz: „Rękopis znaleziony w Saragossie” czy też „Sklepy Cynamonowe”) – obecna okładka z grafiką wektorową jest w sumie OK, ale sprawia wrażenie, hm, tańszej. Nie wygląda tak atrakcyjnie i solidnie, jak poprzednie audiobooki Mozaiki.

Poza kwestią opakowania, brak negatywnych uwag. Audiobook nie posiada tła muzycznego ani przerywników, są one niezbędne w przypadku bardziej awangardowych fabuł (ostatnio brakowało mi ich w „Faktotum” Bukowskiego), tutaj nie widzę potrzeby, wszystko jest jasne bez nich. Dobry lektor (Jacek Rozenek) – bawi się tekstem i zmienia głos w zależności od postaci (nie zawsze się to słyszy), świetnie uzupełnia komizm utworu swoją interpretacją. Sześć godzin audiobooka to bardzo dobra długość. Aha, na okładce brak informacji, kto tłumaczył z angielskiego – szkoda.

Na koniec ciekawostka: w serialu, opartym o utwory Wodehouse’a w rolę Bertrama Woostera wcielił się wiele lat temu Hugh Laurie (obecnie znany szerzej jako Dr House). Dostępne na Youtube fragmenty pozwolą potencjalnym słuchaczom lub czytelnikom wczuć się w atmosferę rozrywek wyższych sfer…

Dziękuję audiobook.pl za udostępnienie książki do recenzji.