Isaac Asimov & Robert Silverberg, „The Positronic Man”

„The Positronic Man” został napisany całkiem niedawno, w latach 90-tych, pod koniec życia Asimova; jest to książka bardziej złożona niż opisywane poprzednio (i dużo starsze) „Caves of Steel”; chociaż motywy są podobne, a fikcyjny świat ten sam. Inspiracją była nowela Asimova, „Bicentennial Man” (nagroda Hugo ’76), prawdopodobnie Silverberg odwalił większość pracy. Autorzy używają „robotów”, żeby zmusić czytelnika do zmiany schematów myślenia o cechach, które są ludzkie i zastanowienia się o kierunku postępu technicznego, o możliwych konsekwencjach np. UDANEGO stworzenia „potwora Frankensteina”. Tak mi się wydaje.

Historya ta opowiada o historii życia robota serii NDR-113, zwanego Andrew. Został on wyposażony w mózg, który działa w niektórych sytuacjach podobnie do ludzkiego, ma też złożone (w nieznanym, ale wysokim stopniu) możliwości rozwoju intelektualnego. Andrew coraz dalej posuwa się w przekształcaniu swojego organizmu i w rozwoju osobowości, zbliżając się do stania się człowiekiem. No właśnie, czy na pewno tak jest? Książka zadaje pytania o granice człowieczeństwa nieco inaczej, niż u mojego ulubionego Dicka. Pod pewnymi względami bohater staje się podobny do ludzi, co prowadzi do problemów z interpretacją jego roli i miejsca. Upodabnia się do nich, staje się dobroczyńcą ludzkości, ale wciąż jest samotny i wyizolowany. Zmiany w budowie, które zbliżają go do celu, wydają mi się wcale nie rozwiązywać kwestii, którą chciał rozwiązać. Poddał się złudzeniu, zamiast zaakceptować rzeczywistość.

Są w książce dziwaczne fragmenty – najwyraźniej, człowieczeństwo jest czymś, co musi zostać przyznane na podstawie ustawy, zatwierdzonej przez nieomylne ciało międzynarodowe. Występuje tam wielu prawników, a wszyscy bohaterowie mają obsesję na temat wytaczania procesów i ustalania precedensów, po których cała ludzkość nagle zaczyna uznawać jakiś fakt. Bez papierka nie da rady zmienić umysłu, najwyraźniej.

Na podstawie książki powstał film – bardzo porządny „Bicentennial Man”. Uważam że dobrze streścił książkę, rzeczy, które zostały dodane (np. poszukiwania innych egzemplarzy serii, z której pochodził Andrew, wnuczka „Little Miss”), wykonano porządnie i zgodnie z klimatem. Sentymentalizm i łzawość pozostawiono bez zmian, motyw „uczuciowy” nieco ocieka cukierkowością, ale niestety nie udało mi się oprzeć urokowi filmu i bardzo go lubię. Wikipedia twierdzi, że finansowo była to klapa i dopiero po jakimś czasie (jak zwykle) ludzie się zorientowali, że zupełnia nie jest to zła rzecz (chociaż reżyserował to facet od pierwszych Harrych Potterów).

Osławione „trzy prawa robotyki”, często przedstawiane jako uniwersalne reguły (jakby było to jakieś naukowe dzieło, a nie fikcja literacka), którymi ewentualni „sztuczni ludzie” powinni się kierować, są tylko punktem wyjścia do rozważań, jak postęp nie poddaje się ograniczeniom, jak tworzący reguły nie potrafią przewidzieć okoliczności, w których te reguły zawodzą.

Chyba polecam, język łatwiejszy niż u Dicka, całość nieco długa, ale myślę że nie zapomnę tej książki przynajmniej do następnego tygodnia. Dość wartościowa lektura.

  • Trochę ciekawych komentarzy do filmu na IMDB (j. ang.) – być może przekonają kogoś do przeczytania książki – tu