„Earthlings” (2003)

Film złożony ze scen dokumentalnych, obrazujących okrucieństwo człowieka wobec innych form życia. Czyta Joaquin Phoenix, aktor znany z zaangażowania w prawa zwierząt. Muzyka – Moby. „Najlepszy Film, Jakiego Nie Chcemy Zobaczyć”. Uwaga, drastyczne sceny.

Hm… uświadamiający seans. Metody uboju i „likwidacji nadmiarowej populacji” zwierząt, metody hodowli, sposoby przeprowadzania ważnych badań naukowych, setki przykładów traktowania dość bliskich człowiekowi form życia. Zobaczysz to, czego normalnie nie widać. Są ukryte kamery, dowody przestępstw i ciekawe dialogi. Tego nie zobaczysz w TV. Okazja.

Jak bardzo cel uświęca środki? Film pokazuje, że ludzkość kompletnie nie dba o środki, że ma je totalnie w dupie. Tak jest, nie tylko może to być powodowane przez głód, ubóstwo, brak wykształcenia czy cośtam. Nie da się tego usprawiedliwić. Nie: „jednostki są złe” – całe masy ludzi zgadzają się na w oczywisty sposób niemoralne prawo, i tak je potem łamiąc, angażując swoją nieczułość w głębsze bestialstwo.

Nie zdajemy sobie sprawy, na co się godzimy.

Można powiedzieć, że film to naiwny sentymentalizm, lewactwo, mizantropia i manipulacja, że ludzie są ważniejsi, że nie przestaniemy jeść mięsa, bo świnka Hrum-Hrum też ma prawo żyć. Że świnka Hrum-Hrum jest po to właśnie hodowana, żeby ją zjeść. Że są ideały i rzeczywistość, itp. Film pokazuje różnice między naturalnym drapieżnictwem a tchórzliwym, odrażającym, ludzkim zachowaniem. Jak daleko można zajść w akceptacji zła? Czego człowiek nie zrobi zwierzęciu dla własnej korzyści (lub tylko nadziei na nią)? Nie ma takiej rzeczy, zrobi wszystko. Dla rozrywki, próżności i szeroko pojętej przyjemności. Jeśli zrobi to zwierzęciu, niewiele trzeba, żeby zrobił to innemu człowiekowi. Porównania niektórych praktyk do obozów koncentracyjnych mogą być uznane za zbyt daleko idące, ale daje do myślenia.

Komentarze momentami są nieco naciągane, ale i tak najważniejsze są obrazy. Można dyskutować, ale najpierw należy zobaczyć i przemyśleć. Nie można zignorować, powiedzieć, że to odizolowane przypadki. Widać, że część ze scen to faktycznie masowe zachowania, standardy, normalne życie – gdzieś ukryte przed nie chcącym nic wiedzieć klientem supermarketu albo sklepu zoologicznego. Można precyzyjnie manipulować odbiorcą przy pomocy obrazu, ale tutaj nie wydaje mi się to mieć miejsca w takim stopniu, aby film zignorować i przejść nad nim do porządku dziennego.

Nie mogę się zgodzić, żeby „zwolennicy praw zwierząt” byli przewrażliwieni – film to pokreśla, że sposób traktowania bezbronnych istot faktycznie określa to, jak potrafimy się zachowywać w stosunku do innych ludzi. Poczucie wyższości nad innymi może objawić się na różne sposoby. Zwierzątko jest fajne, dopóki nam służy i możemy je wykorzystywać. Liczy się to, co my o nim myślimy i co z tego mamy – a nie to, jak jest w rzeczywistości.

Całość nie jest pewnie wyjątkowo „naukowa” (które sceny są normami, które odchyleniami?), ale ma sens. Jest wstrząsająco, obrzydliwie, ale niewątpliwie prawdziwie. Sceny z rzeźni i farm hodowlanych są tak drastyczne, jak tylko mogą być. Uprzedzam. Fantazja scenarzystów horroró nie dorasta do pięt rzeczywistości. Myślę jednak, że warto wiedzieć, jak wygląda „czarna skrzynka”, do której nie chcemy zaglądać. Obejrzeć sobie cykl życia świnki albo humanitarne, „bezbolesne” sposoby uśmiercania psów i kotów – takich, jakie trzymamy w domach i traktujemy jak domowników. Dowiedzieć się, co oznacza skórzana kurtka „Made in India”.

Film można obejrzeć w Internecie, na Google Video albo ściągnąć sobie (z polskimi napisami). Jeśli jesteście gotowi. Nie polecam, ale uważam, że warto. Pewno nie przestanę jeść mięsa, ale przynajmniej zaaplikowano mi trochę materiału do przemyśleń.